Fundacja Instrat z Rady ekspertów naszego programu wspiera i śledzi proces Narady obywatelskiej o kosztach energii. Zapraszamy do lektury artykułu „Koszty energii – wspólny problem, wspólne rozwiązania?”, w którym Michał Smoleń, kierownik programu badawczego Energia & Klimat w tej organizacji, przedstawił problem ubóstwa energetycznego i wyciągnął pierwsze wnioski z naszego projektu.
Polska stoi w obliczu kryzysu energetycznego. Giełdowe ceny energii elektrycznej z dostawą na przyszły rok przekraczały w ostatnich miesiącach 2500 zł za MWh, a choć we wrześniu odnotowano pewne spadki, 1750 zł z początku października, to i tak cztery-pięć razy więcej, niż stawki przed 2021 roku. Gospodarstwa domowe nie zobaczą na szczęście aż takiego wzrostu rachunków za prąd. W Polsce, podobnie jak w innych państwach, mnożą się pomysły na wprowadzenie maksymalnych cen energii elektrycznej, opodatkowanie nadzwyczajnych zysków producentów. Państwo stara się również działać na rynku paliw, ściągając za pośrednictwem spółek skarbu państwa dodatkowy węgiel z innych państw i wypłacając nowe świadczenia. Koszty kryzysu zostaną więc rozłożone pomiędzy obywateli, samorządy, prywatny biznes, spółki skarbu państwa, budżet państwa – w drodze decyzji politycznych, podejmowanych również w perspektywie nadchodzących wyborów parlamentarnych.
Skala trudności, jakie mogą czekać najbardziej wrażliwe grupy obywateli w najbliższych kwartałach, przyciągnęła uwagę mediów do ubóstwa energetycznego: problemu uchodzącego za skomplikowany, sprawiający trudności nawet na etapie samej definicji i opisu. Bez wątpienia dla osób o niskich dochodach, żyjących w nieefektywnych energetycznie domach, to może być najtrudniejsza zima od dawna, i to pomimo różnych form wsparcia. Jednocześnie tegoroczna podniesiona skłonność do państwowej interwencji – za jakimiś działaniami opowiadają się przecież wszystkie strony sceny politycznej, organizacje społeczne, eksperci – mogłaby dawać nadzieję, że ograniczymy także i ten problem. Jeżeli wysokie ceny i rosyjska wojna przeciwko Ukrainie stała się impulsem do działania w obszarze zaopatrzenia w energię, to czy taką motywacją nie powinien być również kryzys klimatyczny, fatalne skutki zdrowotne zanieczyszczonego powietrza czy życia w niedogrzanych pomieszczeniach?
Narada obywatelska o kosztach energii to inicjatywa niezwykle aktualna – nie tylko ze względu na bieżącą intensyfikację omawianego problemu, ale również dlatego, że trafia w moment, w którym dotychczasowe dogmaty myślenia o bezpieczeństwie energetycznym, ochronie interesów gospodarstw domowych, kosztach transformacji, uległy przynajmniej przejściowemu zawieszeniu. Nowe reguły gospodarki energetycznej nie będą pisane w zaciszach eksperckich gabinetów. Szerokie uwzględnienie głosów społeczeństwa to realizacja demokratycznych ideałów, ale nawet w bardziej pragmatycznej perspektywie, rządy są w pewnym zakresie uwarunkowane oczekiwaniami i obawami swoich wyborców. Bardzo sensowne propozycje zmian mogą spotkać się ze społecznym oporem, jeżeli nie współgrają z popularnymi nastrojami i narracjami.
Wnioski z narad lokalnych (zobacz raport) oferują interesujące wejrzenie w to, jak osoby zainteresowane kwestiami wspólnymi, ale nie dysponujące wiedzą ekspercką, myślą o problemie kosztów energii, ubóstwa energetycznego oraz możliwych rozwiązaniach. Katalog działań wskazywanych przez uczestników zasadniczo odzwierciedla ekspercki konsensus: najpopularniejszym rozwiązaniem na poziomie lokalnym okazała się wymiana źródeł ciepła, co wynika pewnie również z wieloletniego procesu budowania świadomości na temat skali i skutków zanieczyszczenia powietrza w polskich miejscowościach. Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie wysoka, druga w rankingu pozycja recepty w postaci produkcji energii przez gminę z odnawialnych źródeł, przy czym może ona być różnie rozumiana – od paneli fotowoltaicznych na budynkach i terenach należących do samorządu, poprzez produkcję także przez mieszkańców gminy, po lokację dużych inwestycji OZE – wszystkie te opcje są bez wątpienia pożądane, aczkolwiek nie wszystkie w bezpośredni sposób przekładają się na koszty energii dla mieszkańców oraz zmniejszanie ubóstwa energetycznego. Nieco niższe pozycje zajęły różne zagadnienia związane z termomodernizacją, która po okresie zaniedbań przebiła się ostatnio do społecznej świadomości. Udoskonalenie programów finansujących termomodernizację spotkało się z największym poparciem jeżeli chodzi o rozwiązania na poziomie krajowym.
Niezwykle interesujące, choć trudniejsze w interpretacji, są natomiast wyniki dyskusji na temat odpowiedzialności za przeprowadzenie zmian – raport wskazuje, że aż dwie trzecie uczestników i uczestniczek nie było w stanie stwierdzić, kto powinien wziąć na siebie finansowy ciężar transformacji. Mniej więcej wiadomo, co należałoby osiągnąć, ale jeżeli chodzi o sposób dojścia, widzimy nawet nie tyle mocne przeciwstawne opinie, ile powszechny wśród uczestników brak jednoznacznej opinii. Wbrew pozorom jest to cenny wniosek, wskazujący na szerszy problem myślenia o polityce klimatycznej oraz roli państwa i wspólnoty.
Polacy są przyzwyczajeni do tego, że państwo odpowiada za przygotowanie publicznej infrastruktury, takiej jak drogi, a także zapewnia dostęp do usług publicznych: edukacyjnych czy zdrowotnych. Doraźne wsparcie dla najuboższych budzi większe kontrowersje, ale generalnie jest akceptowane z przyczyn humanitarnych. Dodatkowo widzimy rolę państwa jako nadzorcy, szczególnie wobec skrajnych naruszeń dobra wspólnego: widzieliśmy to w przypadku zatrucia Odry, aczkolwiek w przypadku indywidualnych naruszeń jesteśmy już bardziej sceptyczni. Cały ten model można określić jako głównie indywidualistyczny: państwo odpowiada za wspólną infrastrukturę, jednostki powinny zatroszczyć się o indywidualne powodzenie, a zasiłki dopuszczone są jako najchętniej tymczasowa interwencja. Ostatnie lata przyniosły jego częściowe zakwestionowanie, np. wskutek wprowadzenia 500+, ale mimo wszystko trzyma się ono mocno.
Walka z ubóstwem energetycznym wymaga jednak poszerzenia roli państwa i wspólnoty. Miliony Polaków żyją w domach o fatalnych współczynnikach efektywności energetycznej. Ich właścicieli nigdy nie będzie stać na kompleksową termomodernizację, nie mają zdolności kredytowej. Środki z dotychczasowych programów dofinansowywania często trafiały raczej do przedsiębiorczej klasy średniej, natomiast osoby „na dole” nie miały do nich dostępu. Doraźne zasiłki finansowe pozwalają najuboższym przetrwać, natomiast nie rozwiązują istoty problemu: obecny kryzys energetyczny ciężko dotknie setki tysięcy gospodarstw domowych, które od lat były beneficjentami pomocy opieki społecznej, jednak nie doprowadziło to trwałego rozwiązania problemu wysokich kosztów energii.
Czy jednak Polacy i Polki są gotowi na to, by wspólne środki pokrywały 100% kosztów termomodernizacji, wymiany źródeł ciepła, a potencjalnie nawet zastępowanie prywatnych domów nowymi, efektywnymi budynkami? Wydaje się, że wzbudziłoby to ogromne kontrowersje, szczególnie gdyby takim inwestycjom towarzyszyło przekonanie, że są one finansowe z naszych podatków (a nie np. ze środków europejskich), na co wskazują również padające podczas narad lokalnych odpowiedzi na pytania o źródła finansowania transformacji energetycznej.
Rozwiązaniem mogłoby być w tej sytuacji mieszkalnictwo socjalne i komunalne. Publiczna oferta mieszkaniowa w atrakcyjnych, efektywnych energetycznie budynkach wielorodzinnych to szansa na znaczne zmniejszenie rachunków mieszkańców oraz zmniejszenie emisji, a także promowanie bardziej zrównoważonego, skoncentrowanego modelu struktury osadniczej – w takich miejscach łatwiej rozwijać sieć ciepłowniczą, zapewniać dostęp do usług publicznych i transportu zbiorowego. Ponieważ budynki pozostają własnością samorządu, inwestycje mogłoby być potencjalnie mniej kontrowersyjne niż duże dotacje dla prywatnych właścicieli.
Dojście do takiego modelu wymaga jednak zmiany sposobu myślenia o mieszkalnictwie w ogóle. W dobie kryzysu klimatycznego sprawy wcześniej uznawane za prywatne muszą być rozumiane również jako przedmiot publicznego, wspólnego zainteresowania. Dotyczy to nie tylko konsekwentnej oferty dla osób, które nie są w stanie udźwignąć rynkowych kosztów transformacji, ale także podejścia do regulacji indywidualnych działań. Najzamożniejsze rodziny zwykle w mniejszym stopniu przyczyniają się do problemu smogu ze względu na nowoczesne metody ogrzewania domów, ale poza tym ich styl życia wiąże się z wysokimi emisjami związanymi z transportem samochodowym czy lotniczym, ogrzewaniem dużych budynków, konsumpcją większej ilości towarów, w tym importowanych z całego świata. To głównie bogaci „przepalają” paliwa kopalne oraz „budżet węglowy”, który możemy skonsumować na drodze do pełnej neutralności klimatycznej.
Dyskusja o społecznych kosztach transformacji energetycznej prędzej czy później musi dotknąć również kwestii luksusowej konsumpcji oraz metodach ograniczania indywidualnych emisji poprzez ograniczenia dla transportu samochodowego czy planowanie przestrzenne promujące efektywną energetycznie strukturę osadnicza. Obecnie jesteśmy jednak bardzo daleko od tego etapu: mniej niż 30% uczestników narad lokalnych zgadza się, że koszty transformacji powinny spaść głównie na zamożniejszą część społeczeństwa.
Ubóstwo energetyczne to nasz wspólny problem. Z ciekawością wypatruję, jak podejdą do tego uczestniczki i uczestnicy ogólnopolskiej edycji narady o kosztach energii – wnioski pokażą, mam nadzieję, potencjał dla zdecydowanych działań, zgodnych ze społecznymi uwarunkowaniami, poglądami i obawami, co przecież ma kluczowe znaczenie dla powodzenia inicjatyw.