Ponad rok temu, blisko 100 losowo dobranych osób z całej Polski spotkało się w auli Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Połączył ich udział w pierwszym tego rodzaju ogólnopolskim eksperymencie z zakresu demokracji partycypacyjnej, nazywanym panelem obywatelskim. W ciągu następnych kilku tygodni mieli dyskutować o rosnących kosztach energii oraz ubóstwie energetycznym – poznawać przyczyny i uwarunkowania tego problemu, wysłuchiwać opinii ekspertów i ekspertek, dyskutować, wskazywać postulaty dotyczące kierunków polityki publicznej w tej dziedzinie, a na koniec wydać werdykt dotyczący priorytetów tej polityki. Zakończenie prac wokół projektu (których zwieńczeniem jest opublikowany właśnie przez Stocznię poradnik „Ogólnopolska narada obywatelska: przewodnik po modelu dla organizatorów i organizatorek”) to dobra sposobność, aby podsumować wyniki tego przedsięwzięcia z perspektywy jego uczestniczek i uczestników: czym się dla nich zakończył? Co z tego wynieśli? Jak doświadczenie udziału w panelu przełożyło się na ich przekonania dotyczące ubóstwa energetycznego? A jak przełożyło się na ich stosunek do demokracji? Czy rzeczywiście, tak jak chcieliby entuzjaści, panel obywatelski może stać się jedną z odpowiedzi na jej szeroko dyskutowany kryzys? Spróbujmy szczerze odpowiedzieć na te pytania. Jeśli eksperyment, w który w ciągu ostatnich kilku lat zaangażowaliśmy tyle wysiłku ma zasługiwać na swoje miano, wypada opisać jego oddziaływanie w sposób możliwie obiektywny, bez ideologicznego zacietrzewienia.
Tego rodzaju podsumowanie wymaga opisania założeń, z którymi przystępowaliśmy do pracy. Co więc miał zmieniać ogólnopolski panel obywatelski? Co próbowaliśmy testować? Odpowiedzi można szukać na przynajmniej dwóch poziomach. Z jednej strony, chcieliśmy po prostu przekonać się, czy tego rodzaju przedsięwzięcie w Polsce jest w ogóle realizowalne – a ściślej czy my – relatywnie niewielka i niezależna od organów władzy publicznej organizacja – jesteśmy w stanie je przeprowadzić w satysfakcjonujący dla wszystkich stron sposób. W tym kontekście, „satysfakcjonujący” oznacza nie tylko tyle, że uczestnicy i uczestniczki procesu będą z niego ogólnie zadowoleni, ale także że będzie on konkluzywny (doprowadzi do wypracowania konkretnych rekomendacji dla polityki publicznej), a także przyczyni się do realnych zmian w tej polityce. Tego ostatniego wątku nie będziemy dziś oceniać – jest na to wciąż zbyt wcześnie, a do tego nie bylibyśmy zapewne najbardziej wiarygodnymi sędziami w tej sprawie. Z całą pewnością możemy już jednak powiedzieć, że nie jest to wykluczone – wiemy bowiem, że wieść o postulatach panelu dotarła do liderów niemal wszystkich liczących się ugrupowań politycznych w kraju, a część z nich (w tym te znajdujące się obecnie u władzy) formułowała w późniejszym okresie cele związane z ubóstwem energetycznym. W jakim stopniu jest to jednak zasługa panelu? Pytanie to rozstrzyga obecnie niezależna agencja ewaluacyjna. Jej werdykt opublikujemy już w najbliższym czasie.
Z drugiej strony, naszym celem była odpowiedź na pytanie, czy panel obywatelski (w każdym razie w naszym wykonaniu) spełnia pokładane w nim nadzieje. Czy jest budującym doświadczeniem? Czy daje obywatelom głos, pozwala wyrazić swoje zdanie? A czy pozwala im poszerzyć swoją wiedzę, zmienić poglądy, lepiej zrozumieć przedmiot dyskusji? Czy przywraca im wiarę w to, że warto angażować się w debatę, buduje zaufanie do innych (nawet jeśli mają odmienne poglądy, inne role społeczne lub status)? To między innymi na tych pytaniach (obok czysto organizacyjnych kwestii) koncentrowaliśmy się w naszej wewnętrznej ewaluacji procesu. Przez cały panel (a także po jego zakończeniu) zbieraliśmy różnego rodzaju dane służące nie tylko ocenie tego, czy panel działa, ale jak działa – „na co”, „na kogo”, i „jak mocno”. W tym celu prowadziliśmy badania ankietowe z uczestnikami i uczestniczkami (przed panelem i po panelu), ale także wywiady z uczestnikami, ekspertami, obserwatorami procesu, personelem projektu, badania sondażowe w całej populacji. Niniejszy tekst to próba podsumowania tych danych w kontekście tytułowego pytania.
Czy Polacy potrzebują panelu?
Przed przystąpieniem do opisu doświadczeń uczestników panelu, warto może wyjść od pytania, czy jest on w Polsce w ogóle potrzebny – czy tego rodzaju przedsięwzięcia mogą być dla polskich obywateli jakkolwiek interesujące? W tej kwestii, sami uczestnicy panelu nie są właściwymi sędziami – ostatecznie grupę tę tworzą wyłącznie osoby, które były skłonne w panelu uczestniczyć. Nie jest zresztą jasne, czy taki werdykt powinien w ogóle bazować na vox populi. Opinie obywateli, którzy – jak przyznają w każdym kolejnym badaniu – w znacznej części nie interesują się bieżącą polityką i nie uczestniczą w niej nie powinny być tu z pewnością jedynym kryterium (z pewnego punktu widzenia, im bardziej się nią nie interesują, tym bardziej potrzebne są rozwiązania, które mogłyby ten problem adresować). Wobec tego, postawmy pytanie nieco inaczej: czy Polacy uważają, że panel jest potrzebny? Jak się do niego odnoszą?
Zapytaliśmy o to w sondażu opinii publicznej, realizowanym metodą wywiadów telefonicznych na reprezentatywnej próbie 1000 mieszkańców Polski (IPSOS, marzec 2023). Uczestnicy badania byli pytani m. in. o to, czy uważają, że ich głos jest brany pod uwagę w ważnych dla kraju decyzjach, czy czują, że mają ku temu wystarczająco dużo okazji, czy wierzą, że tzw. zwykli ludzie mogą wnieść wartościowy wkład w dyskusję o złożonych problemach (czy też może lepiej zostawić to ekspertom?), wreszcie co sądzą o idei panelu obywatelskiego (oczywiście, nie pytano o to dosłownie – respondentom opisywano podstawowe założenia panelu i proszono ich o reakcję) [przyp. red. Treść opisu poprzedzającego pytania o panel brzmiała następująco: „Proszę sobie teraz wyobrazić taki rodzaj narady, w której uczestniczy losowo dobrana grupa ludzi w różnym wieku, różnej płci, o różnym poziomie wykształcenia i poglądach – tak różnorodna jak polskie społeczeństwo. Ci ludzie spotykają się ze sobą przez kilka dni otrzymując za to wynagrodzenie, aby przy wsparciu ekspertów wypracować rozwiązanie ważnego problemu. Ich propozycje są potem przekazywane politykom.”].
Odpowiedzi nie pozostawiają wątpliwości, że idea ta jest uznawana za atrakcyjną. Według wyników badania, 55% Polek i Polaków nie ma poczucia, że ich głos jest ważny dla polityków, 70% uważa, że w Polsce potrzebne są nowe rozwiązania służące włączaniu ludzi takich jak oni w podejmowanie decyzji ważnych dla ogółu społeczeństwa, a 83% (w tym 60% w sposób zdecydowany) sądzi, że politycy powinni częściej zasięgać opinii zwykłych ludzi przy podejmowaniu takich decyzji (przeciwny pogląd, wskazujący, iż wybrani w wyborach politycy nie muszą ciągle konsultować swoich decyzji z obywatelami, reprezentowało tylko 16% ankietowanych). Z drugiej jednak strony, przeważa opinia, że rozwiązywanie ważnych problemów społecznych powinno pozostać domeną ekspertów (60%). Mimo to pomysł panelu obywatelskiego spotyka się z bardzo pozytywnym odbiorem: blisko 80% ankietowanych uważa, że tego rodzaju mechanizmy mogłyby przyczynić się do zmniejszania napięć społecznych w Polsce oraz że powinny być regularnie organizowane, a niemal 90% – że ich werdykt powinien być brany pod uwagę przez polityków przy podejmowaniu decyzji. Poglądy na ten temat nie zależały silnie od sympatii politycznych respondentów/ek [przyp. red. co nie znaczy, że w ogóle od nich nie zależały – np. zwolennicy Konfederacji byli nieco bardziej radykalni niż zwolennicy PiS w poparciu dla postulatu, aby wyniki panelu były wiążące, za to rzadziej niż wyborcy KO chcieliby organizowania ich regularnie – nie są to jednak fundamentalne różnice], ich miejsca zamieszkania, płci, wieku czy wykształcenia (jeśli nie liczyć faktu, iż osoby z wykształceniem wyższym były bardziej sceptyczne niż te o niższym poziomie wykształcenia jeśli chodzi o potencjał panelu jako remedium na polaryzację społeczną). Co przy tym ciekawe, spotykają się jednak z wyraźnie cieplejszym odbiorem wśród osób o niższych dochodach niż wśród najzamożniejszych.
Za opiniami tymi idą także deklaracje dotyczące chęci udziału w tego rodzaju przedsięwzięciu – niemal 80% Polek i Polaków byłaby tym zainteresowana, gdyby otrzymała taką propozycję. W najmniejszym stopniu dotyczy to osób starszych (doświadczenia związane z naborem do panelu o ubóstwie energetycznym podpowiada nam, że zwykle decydują o tym kwestie zdrowotne). Nawet jednak w tej grupie zainteresowanie udziałem w Panelu wyraziło 2/3 ankietowanych. Nieznacznie rzadziej były to także osoby o niskim poziomie wykształcenia i niskich dochodach oraz wyborcy Prawa i Sprawiedliwości (w szczególności w porównaniu do bardzo entuzjastycznie nastawionych zwolenników Konfederacji).
Z danych tych wyłania się obraz społeczeństwa głodnego większego udziału w demokracji. Pozostaje zapytać, dlaczego obraz ten jest tak dalece niespójny z praktyką? W rzeczywistości bowiem, zainteresowanie udziałem w panelach obywatelskich nie jest nawet w przybliżeniu tak duże, jak wynika z opinii sondażowych. Np. w pierwszej Ogólnopolskiej naradzie o kosztach energii, w której również docieraliśmy do panelistów/ek drogą telefoniczną, pozyskanie jednej zgody na udział w panelu wymagało wykonania ok. 300 skutecznych połączeń. Również w innych podobnych przedsięwzięciach na szczeblu lokalnym rekrutacja nie była wiele łatwiejsza – bez względu na ich tematykę oraz to, kto był organizatorem. Choć więc sama idea panelu obywatelskiego spotyka się bez wątpienia z bardzo pozytywnym odbiorem, to nie oznacza to, że rzeczywiście łatwo zachęcić obywateli do wzięcia w nim udziału. Jak wynika z rozmów z naszymi panelistami i panelistkami, obok różnych życiowych oraz logistycznych okoliczności i uwarunkowań (np. odległości od miejsca zamieszkania, kalendarza, wysokości wynagrodzenia itp.), decyduje o tym głównie nieufność w stosunku do enigmatycznej dla większości i nieznanej inicjatywy, a także obawa przed staniem się ofiarą oszustwa lub wyłudzenia. Istotną barierą jest też paradoksalnie to, na co panel obywatelski ma być remedium: przekonanie, że nie przełoży się on na żadne realne decyzje i ogólna niechęć do polityki w jej obecnym kształcie. W przypadku naszego panelu, postawa ta miała niekiedy zaskakujące implikacje: część uczestników sugerowała, że nie zgodziłaby się wziąć udziału w wydarzeniu, gdyby był on w jakikolwiek sposób powiązany z jakimś konkretnym ugrupowaniem partyjnym lub władzą publiczną. Jest to o tyle kuriozalne, że dla części środowiska rozwijającego tę ideę tylko panele organizowane przez władze zasługują na swoje miano. W Polsce – w każdym razie w tej grupie, która zdecydowała się na udział w naszym panelu (a trzeba zaznaczyć, że w byli w niej zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy ówczesnego rządu, w proporcji zbliżonej do ich udziału w populacji) – takie powiązania traktowane są z nieufnością – nie jako szansa na to, że werdykt panelu wpłynie na politykę publiczną, ale raczej zagrożenie, że zostanie politycznie wykorzystany.
Doświadczenie udziału w Panelu: oczarowanie czy rozczarowanie?
Przywołane wyżej wyniki nie pozostawiają wątpliwości, że sama idea panelu obywatelskiego witana jest w polskim społeczeństwie niemal entuzjastycznie. A jak jest z praktyką? Odpowiedzi na to pytanie dostarczają wyniki ankiet ewaluacyjnych oraz wywiadów pogłębionych z panelistami i panelistkami. [przyp. red. Ankiety ewaluacyjne zostały wykorzystane podczas pierwszej i ostatniej sesji panelu. Wypełnili je niemal wszyscy obecni w danym dniu uczestnicy. W rezultacie zebrano 76 ankiet na początku udziału w panelu oraz 73 ankiety po jego zakończeniu. Analizy porównawcze bazują na danych z 68 ankiet wypełnionych przez osoby uczestniczące zarówno w pierwszej, jak i ostatniej sesji panelu.]
Także w tym wypadku konkluzja jest jednoznaczna: udział w panelu (w każdym razie tym) jest dla obywateli bardzo pozytywnym i wartościowym doświadczeniem. Dość powiedzieć, że na zadane po zakończeniu jego prac pytanie o to, czy w przyszłości zdecydowaliby się wziąć udział w podobnym spotkaniu na inny temat, uczestnicy i uczestniczki jednogłośnie odpowiadali twierdząco, przy czym 96% wybierało najbardziej pozytywny wariant odpowiedzi na 10-stopniowej skali. Warto podkreślić, że wynik ten nie był związany z „autoselekcją” uczestników w trakcie panelu – ich liczba na koniec spotkań była niemal taka sama jak na początku, a Ci którzy się wycofali, zrobili to z powodów niezwiązanych z samym przedsięwzięciem. 97% panelistów i panelistek (w tym 53% w najbardziej zdecydowany sposób) było także zdania, że wydarzenie spełniło ich początkowe oczekiwania.
Ale jakie to oczekiwania? Ich przywołanie jest ważne, bo pozwala nie tylko zrozumieć powody ich zadowolenia, ale także to, jak rozumieli całe przedsięwzięcie i jakie potrzeby zdecydowały o tym, że zdecydowali się w nim uczestniczyć. Jak wynika z ankiet na wejściu do panelu, dominowało tu przekonanie, że jest to ważne dla polskiej demokracji oraz potrzeba, by opinie uczestników były uwzględnione w tworzeniu polskiej polityki klimatycznej. Niemal równie ważne były jednak również inne kwestie: chęć zwiększenia swojej wiedzy, ogólna skłonność do udziału w dyskusjach (do tego wątku wrócimy jeszcze później), zainteresowanie kwestiami związanymi z klimatem oraz energią, czy po prostu ciekawość. Jedynymi motywacjami, które nie były powszechnie wskazywane, były te niezwiązane z panelem.
Źródło: ankieta ewaluacyjna „PRZED panelem” (n = 76)
Źródło: ankieta ewaluacyjna „PO panelu” (n = 73)
Na zakończenie panelu, blisko 90% jego uczestników i uczestniczek wyraziło pogląd, że tego rodzaju wydarzenia mogą przyczynić się do zmniejszenia skali napięć i konfliktów w Polsce. Blisko 97% uznało także, że mogą one pomóc obywatelom zrozumieć skomplikowane problemy społeczne i polityczne, a 98% – że powinno się organizować także panele dotyczące innych tematów niż ubóstwo energetyczne. Skala „przechyłu” w kierunku pozytywnej oceny wydarzenia odbiera sens poszukiwaniu niuansów w tych opiniach na poziomie statystycznym – są one mało zróżnicowane. Dla niemal wszystkich panelistów i panelistek, udział w panelu był dobrym doświadczeniem. Możemy jednak spróbować pogłębić ten obraz sięgając do zapisów wywiadów z uczestnikami. Wynika z nich, że było to także doświadczenie trudne. Po pierwsze, trudny był sam temat – już od momentu rekrutacji (co mogło zdecydować o opisanych wyżej trudnościach) budził obawy, czy zapraszani do panelu obywatele podołają wyzwaniu i będą w stanie uczestniczyć w dyskusji. W późniejszym etapie, obawy budziła merytoryczna zawartość wydarzenia i jego aspekt edukacyjny – część uczestników miała wrażenie, że jest to dla nich pewnego rodzaju „sprawdzian wiedzy”. W tym kontekście nie dziwią trudności w pozyskaniu do panelu odpowiedniej (proporcjonalnej do udziału w populacji) liczby osób o niskim poziomie wykształcenia czy najmłodszych – o czym więcej nieco niżej.
Po drugie, trudnym zadaniem była dla wielu konfrontacja z odmiennymi punktami widzenia i wejście w merytoryczną, pozbawioną agresji dyskusję. Uczestnicy spotkań (zwłaszcza na początkowym etapie oraz w stosunku do zaproszonych ekspertów, z definicji obsadzonych w roli autorytetów) miewali obawy przed ujawnianiem w niej swoich stanowisk i dobraniem dla nich odpowiedniej argumentacji. Bali się też niekulturalnych, hejterskich reakcji i konfrontacji ze skrajnymi poglądami. Dotyczyło to nie tylko osób, które ogólnie nie czuły się pewnie w dyskusji (np. ze względu na swoje predyspozycje psychiczne, deficyty kompetencji czy inne kwestie), ale także takich, które czuły, że reprezentują niepopularne poglądy. Tego rodzaju odczucia w początkowej fazie panelu towarzyszyły np. osobom sceptycznie nastawionym do zmian klimatu albo wspierającym politykę ówczesnego rządu (były one zdania, że ich poglądy nie są należycie uwzględnione w debacie). Kluczem do „rozbrojenia” ich obaw okazała się, oprócz fachowej moderacji, sama logika dyskusji, narzucona przez organizatorów. Jak zwracali uwagę uczestnicy, koncentracja na konkretnym problemie (ubóstwo energetyczne) i oparcie dyskusji nie na eksponowaniu przeciwstawnych opinii, ale na generowaniu konkretnych propozycji rozwiązań sprzyjała współpracy, a nie sporom i upolitycznieniu dyskusji (“bo wiadomo, że mamy rozmawiać o tym, a nie czyja to wina, albo kto jest za kim”, “mówimy o konkretach, nie o polityce”). Jak podkreślali, większa koncentracja na różnicach mogłaby doprowadzić do poważnych konfliktów i zagrozić powodzeniu całego przedsięwzięcia („sprawiłoby, że by się pozabijali” – jak ujął to jeden z rozmówców). To ważne nie tylko z praktycznego, ale też teoretycznego punktu widzenia. Część środowiska promującego ideę panelu obywatelskiego jest zdania, że mechanizm ten powinien służyć właśnie „przesileniu” dyskusji – wyborowi spośród alternatywnych rozwiązań lub stanowisk. Rozumiejąc przesłanki stojące za takim stanowiskiem (w końcu celem panelu jest w założeniu wsparcie decyzji politycznych), na podstawie tych doświadczeń można zauważyć, że nie jest to jedyna wartość panelu. Choć zaproponowana przez nas konstrukcja nie prowadzi do takiego rezultatu, to jednak pozwoliła na wypracowanie i priorytetyzację ponad 120 postulatów dotyczących ubóstwa energetycznego, z których połowa została wypracowana przez samych uczestników – rozszerzając zdecydowanie spektrum rozwiązań sugerowanych przez ekspertów. A wszystko to w budującej, konstruktywnej i koncyliacyjnej atmosferze. Trzeba jednak zapytać, czy taki sposób prowadzenia panelu sprawdziłby się, gdyby miał on dotyczyć mniej konkretnych, za to bardziej „zerojedynkowych” rozstrzygnięć – np. wyborów światopoglądowych lub wartości? Tego jeszcze nie wiemy. Z pewnością, rozmowa o takich kwestiach w spolaryzowanym społeczeństwie byłaby znacznie trudniejsza. Trzeba także odnotować, że wśród uczestników zdarzały się opinie, iż przy wybranej przez nas konstrukcji panelu (który dotyczył wymyślania rozwiązań i określania preferencji wobec nich) istotną rolę dla wyniku ma sposób ekspozycji tych rozwiązań w debacie – uczestnikom łatwiej było wyrazić pogląd i głosować za takimi rozwiązaniami, które były mocniej eksponowane w trakcie sesji edukacyjnych i deliberacyjnych.
Wyjście poza swoją „bańkę” i spotkanie z ludźmi o radykalnie odmiennych poglądach lub doświadczającymi różnych problemów było dla uczestników i uczestniczek panelu trudne. Było to jednak także opisywane jako wartościowe doświadczenie. Pozwalało nie tylko dostrzec odmienne punkty widzenia, ale też zrozumieć ich uwarunkowania. Uczestnicy podkreślali, że często prowadziło to do zmiany ich punktu widzenia na problem, a także zmiany ich stanowiska. W ankietach podsumowujących panel, zmianę zdania na omawiane w nim tematy zgłaszało ponad ¾ jego uczestników.
Co i kogo zmienia panel?
Jak już ustaliliśmy, udział w panelu (w każdym razie w zaproponowanej przez nas formule) jest bez wątpienia doświadczeniem pozytywnym. Prowadzi też do zmiany poglądów większości uczestników. Nawet jednak jeśli tak jest, w stosunkowo małym stopniu dotyczy to akurat samego przedmiotu panelu (co nie znaczy, że także w tym względzie nie następowały pewne zmiany), a może bardziej wizerunku (i autowizerunku) jego uczestników oraz poglądów na samo to wydarzenie.
Aby stwierdzić, na czym polegały te zmiany i określić ich skalę, zaplanowaliśmy porównanie odpowiedzi tych samych osób na identyczne pytania zawarte w dwóch ankietach ewaluacyjnych, przeprowadzonych na wstępie do panelu i po jego zakończeniu. Takich pytań było łącznie 36, więc prezentowanie ich wszystkich przekraczałoby ramy tego artykułu. Najważniejsze wnioski z tych porównań są jednak następujące:
- Udział w panelu zdecydowanie pozytywnie wpłynął na poczucie pewności siebie uczestników i ich poczucie sprawczości. Przekonał ich, że tzw. „zwykli ludzie” mogą uczestniczyć w rozstrzyganiu ważnych dylematów publicznych oraz że mieli okazję wywrzeć wpływ na decyzje w ważnych sprawach.
- Bardzo wyraźnie zmieniła się także samoocena ich wiedzy na temat ubóstwa energetycznego – a także jej obiektywny poziom, jeśli probierzem takiej zmiany uczynić to, czy zmieniali w trakcie dyskusji poglądy.
- W nieco mniejszym stopniu, wzrosła także wiara w to, że panel przełoży się na praktyczne działania i decyzje, w to, że uczestnicy są w stanie podejmować sprawiedliwe i uczciwe decyzje w kwestii ubóstwa energetycznego (bez względu na swoje własne interesy).
- Z drugiej strony, nie zmieniła się znacząco ocena działań rządu w sferze kosztów energii (przez większość uczestników były one już wcześniej oceniane negatywnie, przy czym jednak struktura tych opinii w tej grupie nie różniła się od struktury w całej populacji mieszkańców Polski). Zmniejszył się jedynie odsetek tych, którzy nie mają na ten temat wyrobionego zdania.
- Panel nie doprowadził także do znaczących zmian w poziomie zainteresowania uczestników i uczestniczek polityką. Zwiększył się jedynie odsetek tych, którzy wyrażali zdecydowane zainteresowanie tą sferą i zmniejszył odsetek osób uważających, że jest to dla nich dziedzina zbyt skomplikowana, jednak biorąc pod uwagę wielkość próby w porównaniach przesunięcia te były zbyt małe, aby można było uznać je za statystycznie potwierdzone. Trzeba przy tym zaznaczyć, że przez efekt autoselekcji, uczestników i uczestniczki panelu już na wstępie cechował relatywnie wysoki (wyższy niż w populacji) poziom zainteresowania polityką – „tylko” co trzeci/a przyznawał, że się nią nie interesuje, i tylko co 10 – że jest ona dla niego/niej zbyt skomplikowana.
- W zaskakująco małym stopniu zmianie uległy także poglądy uczestników/czek panelu dotyczące zmian klimatu i działań z tym związanych (należałoby właściwie uznać, że nie uległy żadnej zmianie). Także ten wynik można zapewne przypisywać temu, że już wcześniej w badanej grupie wyraźnie przeważały „progresywne” poglądy w tej kwestii, które – jak już zaznaczyliśmy – były też (ich zdaniem) relatywnie częściej eksponowane w debacie.
Źródło: ankieta „PRZED” i „PO” (n = 68)
Źródło: ankieta „PRZED” i „PO” (n = 68)
*skale odwrócone (więcej = lepiej). Kolor purpurowy – różnice istotne statystycznie przy p<0,05
W uzupełnieniu tych wyników warto może dodać, że w trakcie panelu doszło nie tylko do przesunięć „środka ciężkości” opinii uczestników, ale także do zmian w spektrum tych opinii. W przypadku części porównywanych pytań doszło do zawężenia tego spektrum (w badaniach po panelu poglądy były bardziej zunifikowane), w przypadku części innych – do jego poszerzenia (poglądy stały się bardziej zróżnicowane). Wzrost różnorodności (polaryzacji?) odnotowaliśmy zwłaszcza w przypadku odpowiedzi na pytania o to, czy uczestnicy panelu mogą swobodnie wyrażać rozbieżne poglądy na temat ubóstwa energetycznego, jak oceniają swój stan wiedzy na temat ubóstwa energetycznego (co nie dziwi – ponieważ na wejściu do panelu był on oceniany przez uczestników z reguły nisko) oraz czy w ich ocenie doświadczenie tzw. zwykłych ludzi jest równie ważne w rozwiązywaniu problemu ubóstwa energetycznego jak wiedza ekspertów. Także tu, zmiana była związana ze wzrostem pewności siebie i poczucia sprawstwa części uczestników. Mniejszą amplitudę poglądów odnotowano natomiast w przypadku obaw dotyczących „przejęcia” dyskusji w trakcie panelu przez kilka najbardziej elokwentnych osób (przy jednoczesnym spadku skali tych obaw), tego, że będzie on dla uczestników zbyt intensywnym doświadczeniem, opinii dotyczącej tego czy panel pozwoli uczestnikom mieć wpływ na decyzje w ważnych sprawach (przy wzroście akceptacji takiego poglądu) i obaw o to, czy panel nie będzie dla uczestników zbyt skomplikowany (przy spadku poziomu takich obaw).
Obok pytania o to, „co” panel zmienił w jego uczestnikach, warto także zadać pytanie „w kim” te zmiany się dokonały, lub w kim dokonała się większa zmiana. Odpowiedź można podzielić na dwie części. Na najbardziej podstawowym poziomie, trzeba odnotować, że uczestnicy panelu (każdego, nie tylko tego, który był przedmiotem omawianej tu ewaluacji) stanowią szczególną grupę. Mimo starań organizatorów, aby była ona możliwie reprezentatywna i (zwykle) proporcjonalna do struktury populacji, w imieniu której panel ma się wypowiadać, zawsze będzie ona pod istotnymi względami specyficzna. Pomijając fakt, że nie zawsze udaje się w pełni odzwierciedlić demografię populacji (w naszym przypadku, nieznacznie zaburzone były np. proporcje osób o najniższym poziomie wykształcenia i najstarszych, co jest typowym problemem w wielu panelach), wyzwaniem jest tu to samo, co w każdej metodzie demokratycznej – dobrowolność udziału. Oznacza ona nierówne prawdopodobieństwo udziału osób, które są mniej skłonne angażować się w tego rodzaju działania. O ile można ten problem kontrolować na poziomie „twardych” charakterystyk (np. proporcji wieku, płci, wykształcenia, miejsca zamieszkania), a do pewnego stopnia nawet na poziomie deklarowanych postaw, to ma to swoje granice. Niezależnie od naszych starań, w tego rodzaju przedsięwzięciach zawsze będą uczestniczyć osoby o pewnych szczególnych cechach: np. bardziej świadome społecznie, bardziej komunikatywne, mniej obawiające się konfrontacji z innymi, mniej indyferentne, wreszcie – takie, których dany problem (np. problem ubóstwa energetycznego) najbardziej dotyka i interesuje („eksperci” w danym temacie). Zawsze też (o ile nie poświęci się temu odpowiedniej uwagi i poważnych zasobów) będzie w niej brakować osób naprawdę wykluczonych – np. wyjątkowo narażonych na ubóstwo energetyczne, wyjątkowo izolowanych społecznie.
Dążeniem organizatorów każdego panelu jest możliwie wierne odzwierciedlenie, pod istotnymi względami, populacji docelowej tego przedsięwzięcia. Ze względu na zasadę dobrowolności oraz efektywność całego procesu nie można jednak oczekiwać, że uda się to pod każdym z wymienionych wyżej względów. Niezależnie jednak od tego, jak się to uda, ostateczna grupa panelistów i panelistek może w różny sposób reagować na przebieg panelu i w różnym stopniu podlegać jego wpływowi. I to właśnie drugi z zapowiadanych wyżej poziomów odpowiedzi na tytułowe pytanie sekcji. Skoro odnotowujemy zmiany w ich postawach oraz opiniach, to kogo te zmiany przede wszystkim dotyczą? Kto jest bardziej „podatny”, a kto „odporny” na oddziaływanie panelu? Biorąc pod uwagę relatywnie niewielką liczbę uczestników, na podstawie zgromadzonych przez nas danych możemy wskazać tylko kilka najbardziej ewidentnych zróżnicowań tego rodzaju. Okazuje się na przykład, że dynamika opinii dotyczących zmian klimatu różni się w zależności od płci – mężczyźni statystycznie rzecz biorąc rozpoczynali udział w panelu mniej przekonani o wpływie człowieka na te zmiany, a w toku dyskusji ich sceptycyzm jeszcze wzrósł. Wśród kobiet za to było odwrotnie – były one bardziej skłonne przypisywać człowiekowi istotną rolę w tych zmianach i w trakcie panelu skłonność ta zdecydowanie się pogłębiła. Efekty te mogły być częściowo powiązane z różnicami w poziomie wykształcenia (w naszej próbie mężczyźni cechowali się statystycznie rzecz biorąc niższym wykształceniem od kobiet – choć samo wykształcenie nie ujawnia się jako istotna statystycznie zmienna jeśli chodzi o dynamikę opinii o zmianach klimatu). Zanotowaliśmy także istotne statystycznie różnice w dynamice postaw wobec polityki w zależności od tego, czy respondenci uczestniczyli w ostatnich wyborach – wśród tych, którzy nie uczestniczyli, dynamika ta (pozytywna) była bardziej widoczna. Biorąc jednak pod uwagę bardzo niewielką liczebność tej grupy należałoby potraktować ten efekt raczej jako hipotezę do przetestowania w przyszłych badaniach niż potwierdzoną prawidłowość (uwaga ta dotyczy zresztą wszystkich opisywanych w tym miejscu zróżnicowań). Okazało się także, że zmiany postaw wobec walki ze smogu zależą od wykształcenia – wśród panelistów o niskim jego poziomie (wykształcenie zawodowe lub niższe) po panelu przybyło przeciwników tego rodzaju działań (ściślej – przybyło zwolenników koncentracji na „walce z drożyzną”, zamiast działań na rzecz walki ze smogiem).
Oczywiście, zmiany, które opisujemy wyżej, dotyczą bardzo wąskiej grupy osób. Nie jest naszą intencją przedstawianie ich jako argumentu za wdrażaniem modelu panelu obywatelskiego lub dowodu na jego pozytywne oddziaływanie na poziomie globalnym. Nie budzi naszych wątpliwości, że trudno traktować tak złożone (i drogie) przedsięwzięcie jako efektywny sposób na edukację obywatelską i upodmiotowienie obywateli w skali masowej. Stoimy na stanowisku, że panel obywatelski ma być przede wszystkim tym, czym go stworzono – mechanizmem wspierającym demokratyczne podejmowanie decyzji, nie sposobem na wywoływanie zmiany w uczestnikach. Skoro jednak tak, to warto wiedzieć, jak ten mechanizm działa i czy takie zmiany zachodzą. Wierzymy zresztą (a utwierdzają nas w tym także rozmowy z uczestnikami realizowane jakiś czas po zakończeniu panelu), że w naszych warunkach model panelu obywatelskiego ma także inną wartość: moc pokazywania, że można ze sobą rozmawiać i uruchamiania potencjału aktywności obywatelskiej, a także odczarowywania polityki jako sfery, z której zwykli ludzie są wykluczeni. Nie poświęciliśmy temu odrębnych badań, nie jesteśmy więc w stanie oszacować skali, w jakiej doświadczenie panelu „promieniuje” na otoczenie jego uczestników. Bazując na ich relacjach wiemy jednak z pewnością, że taki efekt ma miejsce. Być może wraz z popularyzacją tego modelu efekt ten przestanie dotyczyć jedynie ich bezpośredniego otoczenia i nabierze bardziej masowego charakteru. Pozostaje nam na to czekać.
Autor tekstu: Jan Herbst